sobota, 26 lipca 2014

[4]

Skończył dyżur tak, jak było to zaplanowane. Na szczęście nie wpadł mu żaden nieplanowany zabieg czy też operacja. Zmęczony kilkugodzinną pracą wszedł do szatni i od razu podszedł do swojej szafki, wyciągając z niej bluzkę, a zaraz potem spodnie. Przebrał się, a gdy po chwil chował swój lekarski kitel do szafki, rozdzwonił się jego telefon. Spojrzał na urządzenie, na którego wyświetlaczu widoczna była informacja „Olga dzwoni”. Bez zastanowienia odebrał połączenie. Po krótkiej rozmowie z Rojko, ruszył w stronę ginekologii, jednocześnie wystukując do Ali krótkiego sms'a z informacją, że trochę się spóźni. Wchodząc do sali uśmiechnął się nikle i siadając na krześle stojącym przy łóżku, jednak już po chwili wyraz jego twarzy spoważniał.
- Jak się czujesz?
- Boję się... - położyła dłonie na lekko zaokrąglonym brzuchu, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Jeśli stracę dziecko...
- Nie stracisz! - ujął jej twarz w swoje dłonie. - Nie stracimy. Co mówi Wanat?
- Jeszcze nic. Ciągle robią mi jakieś badania... Maks, ja się naprawdę boję...
- Porozmawiam z nim. - chciał wstać z krzesła, jednak zatrzymała go dłoń kobiety.
- Zostań jeszcze. - poprosiła, a on wrócił na krzesło. Wizyta u kobiety przeciągnęła się i Keller spędził w szpitalnej sali około dwóch godzin. Lekarka pomimo tego, że nie czuła się najlepiej dała do zrozumienia Maksowi, że za dwa dni wychodzi ze szpitala i oczekuje, że mężczyzna zadba o nią i ich dziecko, zapewniając im opiekę i dach nad głową. W rozmowie nie mogła powstrzymać się również od niemiłych uwag na temat Alicji, na co Keller nawet nie zareagował. Pozwalając tym samym na dalsze obraźliwe komentarze na temat swojej żony.

***

Wrócił do domu z ponad trzygodzinnym spóźnieniem. W mieszkaniu zastał błogą ciszę.
- Ala? - wszedł do salonu, jednak nie zastał w nim kobiety. - Ala? - powtórzył pytanie, wchodząc do sypialni jednak tutaj też nikogo nie było i podobnie jak wcześniej odpowiedziała mu cisza. Zajrzał jeszcze do kuchni. Alicji nigdzie nie było. Chwycił za telefon, chcąc zadzwonić, zapytać gdzie jest i dlaczego nie zaczekała. Odłożył jednak urządzenie na kuchennym stole. Może po prostu wyszła do sklepu, na spacer. Na pewno zaraz wróci i wtedy spokojnie porozmawiają. Czas oczekiwania na żonę postanowił poświęcić na dokładne przemyślenie całej tej trudnej dla nich wszystkiej sytuacji.

***

Na zegarze wybiła 20, a Alicja nadal nie wracała, więc postanowił w końcu do niej zadzwonić. Zamiast sygnału oczekiwania usłyszał krótką wiadomość wskazującą na to, że jego żona wyłączyła telefon. Westchnął i zabierając ze stołu klucze, wyszedł z mieszkania. Mogła być w dwóch miejscach. U ojca, albo u Sylwii. Postanowił, że w pierwszej kolejności pojedzie do Jasińskiego. 
- Dzień dobry. - uściskiem dłoni powitał się z teściem który właśnie wyszedł z domu. - Jest Ala?
- Cześć Maks. Ala? - zdziwiony spojrzał na Kellera. - A miała tutaj być?
- Nie ma jej w domu, więc pomyślałem, że jest tutaj. Może się minęliście? 
- Niemożliwe. - pokręcił przecząco głową - Cały dzień jestem w domu. 
- No nic... - wyciągnął dłoń, chcąc się pożegnać - pojadę do Sylwii.
- Maks? A nie możesz po prostu do niej zadzwonić?
- Wyłączyła telefon. - odpowiedział krótko, podchodząc do samochodu.
- Dzwoniłem do niej przed południem i też nie odebrała.... Coś się stało? - z troską i niepokojem w głosie zaczął wypytywać zięcia.
- Nieee. - zaprzeczył. - Jadę. - wsiadł do auta i ruszył w kierunku Łaziennej, licząc na to, że zastanie tam żonę. Jednak i tam Alicji nie było. Sylwia, która kończyła dyżur godzinę wcześniej od Maksa, od razu wróciła do domu. W krótkiej rozmowie z Maksem wspomniała, że dzwoniła do Ali kilka razy, ale nie odbierała, a potem wyłączyła telefon.
- A w szpitalu? - zapytała kiedy Keller miał już wychodzić.
- Nie wiem... dwie godziny temu wychodziłem. Nie było jej.
- To zadzwoń? - podpowiedziała, przenosząc wzrok na telefon, który mężczyzna trzymał w dłoni.
- Dzwonię. - odszukał w telefonie numer na recepcję i wciskając zieloną słuchawkę, rozpoczął połączenie. Kątem oka obserwował Sylwię, która nastawiała wodę na herbatę.
- Nie ma jej? - zapytała po chwili, widząc, że skończył rozmawiać.
- Nie. - odpowiedział krótko, ukrywając twarz w dłoniach. - Gdzie ona jest?
- Znowu się pokłóciliście.
- Późno już. - zignorował słowa Matysik – Będę się zbierał. Pa. - nie czekając na reakcję ze strony kobiety wyszedł z mieszkania.

sobota, 5 lipca 2014

[3]

Wsiadła do samochodu i oparła głowę o kierownicę, a spod przymkniętych powiek wypłynęły pojedyncze łzy. Starła je i mrugając szybko oczami, nie pozwoliła na wypłynięcie kolejnych kropli. Czekała ją daleka podróż, więc nie mogła się rozkleić. Roztrzęsiona i zapłakana nie byłaby w stanie poprowadzić auta. Zapięła pasy i przekręcając kluczyk ruszyła w kierunku zjazdu ze szpitalnego parkingu. 

***

Jechała już od dobrych trzech godzin, zmęczenie wynikające z nieprzespanej, przepłakanej nocy coraz bardziej o sobie przypominały. Dla bezpieczeństwa własnego i innych postanowiła zatrzymać się w przydrożnym hotelu. Zjechała na parking i już miała przekręcić kluczyk w stacyjce, jednak słysząc pierwsze dźwięki płynącej w radiu piosenki zastygła w bezruchu, a jej oczy zaszły łzami. Gwałtownie wyłączyła radio i zabierając torebkę wysiadła z auta. 

***

Zameldowała się w hotelu i ciągnąc za sobą walizkę, odnalazła pokój z numerem 118. Weszła do środka i puszczając rączkę walizki oparła się o drzwi. Przymykając powieki, spod których momentalnie zaczęły wypływać łzy, przekręciła kluczyk w drzwiach i podeszła do łóżka, osuwając się na białą pościel. Teraz, będąc w samotności, z dala od bliskich, mogła sobie pozwolić na płacz, nie musiała się z tym kryć. Nikt nie zadawał pytań, nie wmawiał, że będzie dobrze i się ułoży. Zatracona w swoich myślach, zmęczona drogą i płaczem w końcu zasnęła.

***

- Maks! - zawołała Jasińska zauważając Kellera wchodzącego do lekarskiego – Ala jest jeszcze w szpitalu?
- Ala? Była dzisiaj w szpitalu? Przecież ma dzisiaj wolne. - odpowiedział, siadając w jednym z foteli.
- Wiem, ale rozmawiałam z nią przed operacją Nowaka, jakieś trzy godziny temu. Wspomniałam, że jesteś na ginekologii. Nie widzieliście się? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie. - zaprzeczył, przeglądając papiery leżące na biurku. - A co mówiła?
- W sumie to nic? Nie zdążyłyśmy porozmawiać, bo się śpieszyła. Miałyśmy potem porozmawiać, ale gdzieś mi znikła. No nic, poszukam jej jeszcze.
- Zaczekaj – złapał Beatę za rękę – Gdzie się spieszyła? Mówiła?
- Nie wiem, nic więcej mi nie powiedziała. Maks, co Ty się tak wypytujesz? Nie możesz po prostu zadzwonić? 
- Mogę. - odpowiedział krótko i zabierając papierową teczkę, wyszedł z pomieszczenia.
- Maks? Gdzie idziesz? - zawołała w kierunku drzwi, jednak nie uzyskała odpowiedzi. Usiadła na kanapie i wyciągając z kieszonki telefon, wybrała numer do siostry. Po kilku sygnałów oczekiwania połączenie zostało rozłączone. Schowała telefon do kieszonki i wróciła na oddział.

***

Przemęczona płaczem w końcu zasnęła. Jednak nie dane jej było długo pospać. Obudził ją uporczywie dzwoniący telefon. Spojrzała na wyświetlacz, na którym migał napis „Beata dzwoni”. Rozłączyła połączenie i odłożyła telefon na łóżko. Nie miała siły i ochoty teraz rozmawiać. Nawet z Beatą. Przymknęła powieki, próbując ponownie zasnąć. Przez dobre pół godziny leżała z zamkniętymi oczami, nie mogąc zasnąć. Kiedy po raz kolejny rozdzwonił się jej telefon, wtuliła twarz jeszcze bardziej w poduszkę. Dopiero po kilku sygnałach spojrzała na wyświetlacz urządzenia. Wyciszając dźwięk połączenia, odrzuciła komórkę na łóżko. Z ojcem też nie chciała rozmawiać. W ciągu kolejnej godziny telefon dzwonił jeszcze kilka razy. Beata, Leon, Sylwia... Jednak tak jak na początku, każde połączenie albo rozłączała, albo wyciszała. W końcu zmęczona ciągłymi telefonami wyłączyła urządzenie.

To jest mój sen,
ten sen przeraża mnie...
W pokoju bez ścian zamykam się. 
Nie ma nic,nie ma mnie. 
Niby bezpiecznie, 
ale wcale nie jest dobrze w moim śnie. 

To jest mój sen,
ten sen zawstydza mnie..
Zachłanna i zła wciąż więcej chcę.
Nie ma nic, nie ma mnie.
Niby cudownie,
ale wcale nie jest dobrze w moim śnie

Budzi mnie wiatr - wiatr niesie strach.
Budzi mnie deszcz - deszcz tuli mnie.
Budzi mnie blask gorących dni.
Budzi mnie krzyk - czy wciąż się śni?

Nie ma nic, nie ma mnie. 
Niby bezpiecznie,
ale wcale nie jest dobrze w moim... śnie.

Budzi mnie wiatr - wiatr niesie strach.
Budzi mnie deszcz - deszcz tuli mnie.
Budzi mnie blask najgorętszych dni.
Budzi mnie krzyk - czy wciąż się śni?

czwartek, 26 czerwca 2014

[2]

Rano pierwszy wstał Maks, od 9 zaczynał dyżur. Przez problemy w życiu prywatnym nie mógł zawalić pracy. Niechętnie wstał z łóżka i od razu podszedł do Alicji, chciał jej coś powiedzieć, jednak widząc jej zapłakane oczy i opuchniętą od płaczu twarz, nie potrafił powiedzieć nic. Wrócił do sypialni i wyjmując z szafy spodnie i koszulkę, podążył do łazienki. Poranną toaletę wykonał automatycznie, nie przywiązując zbyt dużej uwagi do tego, co robił. 
Tam w Somalii oboje myśleli, że to koniec, że nie wrócą do kraju, że nie przeżyją... A z Olgą... to był jeden, jedyny raz... To nic nie znaczyło. Dla niego nie znaczyło. Sam nie wiedział, dlaczego wtedy, kiedy Alicja pytała - skłamał, mówiąc, że nikogo nie było. Żałował, tak bardzo żałował tego co się stało. Nie tak to miało być. Ala była dla niego najważniejsza. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby była szczęśliwa, a zamiast tego tak cholernie ją krzywdzi...

***

Wyszedł z łazienki i zabierając z salonu klucze i telefon, spojrzał w stronę leżącej na kanapie Alicji.
- Porozmawiamy jak wrócę, dobrze?
- … - nie usłyszał odpowiedzi. Jedyne co usłyszał to cichy szloch. Znowu płakała.
- … - on również nic więcej nie powiedział. Wyszedł z mieszkania. Tak po prostu. Nie potrafił siedzieć tam dłużej, patrząc na Alicję, na to jak cierpi, płacze. Miał nadzieję, że kiedy wróci uda im się na spokojnie porozmawiać, wspólnie znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji.

***

Słysząc dźwięk zamykających się drzwi, a po chwili odgłos silnika samochodu Maksa, ponownie się  rozpłakała. Nadszedł czas na kolejny krok. Wstała z kanapy i od razu podeszła do szafy w korytarzu. Wyciągnęła z niej sporych rozmiarów walizkę. Walizkę, w której jeszcze niedawno przywiozła tutaj swoje rzeczy, w którą pakowała się, jadąc z Maksem w podróż poślubną... Podeszła do szafy, wyciągając z niej najpotrzebniejsze rzeczy. Włożyła je niedbale do walizki, nie zwracając uwagi na to, że łzy spływające z policzków delikatnie zmoczyły kolorowe bluzeczki. Odłożyła walizkę na łóżko i poszła do łazienki. Zabrała z niej niezbędne kosmetyki, które włożyła do kosmetyczki, a następnie wrzuciła ją do walizki. Rozejrzała się po mieszkaniu zastanawiając się co jeszcze powinna spakować. Laptop, ładowarka do telefonu, książki, dokumenty... Kiedy stwierdziła, że ma już wszystko czego potrzebuje, wzięła prysznic i tuszując delikatnym makijażem oznaki nieprzespanej nocy, wyszła z mieszkania. Spakowała walizkę do bagażnika i ruszyła w
kierunku szpitala.

„Nie udało się bywa tak
ktoś inny wszedł pomiędzy nas
dwie walizki już stoją w drzwiach
zamknęłaś w nich kilka dobrych wspólnych lat
zbyt wielu spraw nie umiem znieść
jeszcze jakiś czas będę sama
pozbieram się zresztą który to już raz”

- Siostra? A co Ty tutaj robisz? Nie masz dziś wolnego? - zdziwiona Jasińska zatrzymała idącą korytarzem Alicję.
- Heej – cmoknęła siostrę w policzek na powitanie – Mam, ale wpadłam tylko na chwilę i zaraz uciekam. - wysiliła się na uśmiech. Nie chciała, żeby Beata cokolwiek zauważyła.
- Nie mów mi, że stęskniłaś się za Maksem – powiedziała rozbawionym głosem. - Mieliście całą noc dla siebie. - kontynuowała.
- Beata, przepraszam, ale naprawdę się spieszę. - położyła dłoń na ramieniu siostry. - Pogadamy później, okej? - wysiliła się na blady uśmiech.
- Zadzwonię. A Maksa znajdziesz na ginekologii. Chyba na 6. Olga z samego rana dostała silnych bólów brzucha, Maks wtedy był przy niej...
- Przepraszam... - przerwała siostrze, nie mogła dłużej tego słuchać. Nie mogła dłużej walczyć ze łzami... - Pa.. - Cmoknęła Jasińską w policzek i ruszyła w kierunku gabinetu Eli.

***

- Można? - uchyliła delikatnie drzwi gabinetu Eli.
- Proszę, wejdź. Coś się stało? - zapytała od razu, widząc poważny, smutny wyraz twarzy Alicji.
- Mhm... - pokiwała twierdząco głową. - Chciałabym urlop. Trzy tygodnie. Da się coś zrobić?
- Ala, co jest? Ty chcesz urlop, Maks od rana jakiś dziwny, nerwowy, teraz jest u Olgi...
- … - słysząc po raz kolejny dzisiejszego dnia, że Maks spędza czas przy łóżku Olgi, nie wytrzymała, rozpłakała się. - Przepraszam. Nie mam już po prostu na to wszystko siły. Muszę wyjechać... Przemyśleć wszystko... Maks... Olga... - mówiła chaotycznie, nerwowo. - Dziecko Olgi... To Maks jest ojcem... 
- … - bez słowa podeszła i objęła ramieniem zapłakaną Alicję. - Cii... Musicie porozmawiać, kochacie się i to jest najważniejsze.
- Najważniejsze jest dziecko. A ja nie mogę pozwolić na to, żeby przeze mnie straciło ojca.
- Co zamierzasz?
- Nie wiem... Muszę wszystko przemyśleć, z dala od Maksa, Olgi, od wszystkiego... Muszę sobie to wszystko poukładać... Ale... chyba powinniśmy... Rozwód będzie najlepszym rozwiązaniem.
- Ala, dziecko... Nie rób niczego pochopnie. Rozumiem, że wolne chcesz od zaraz.
- … - pokiwała twierdząco głową. - I proszę, niech ta rozmowa zostanie między nami. Nawet jeśli Maks będzie pytał. Proszę.
- Obiecuję. Gdzie pojedziesz?
- Nie wiem. Jak najdalej...
- Ala, ale nie zrób niczego głupiego. Trzymaj się.
- Dziękuję – wysiliła się na blady uśmiech, ścierając jednocześnie ślady łez z policzków.

czwartek, 19 czerwca 2014

[1]

- … - gwałtownie wypuściła na talerz sztućce trzymane do tej pory w dłoni i przyłożyła ręce do skroni - Po co Ty mi o tym mówisz? - zapytała, uprzednio biorąc głęboki oddech.
- Mówię Ci tylko w jakiej sytuacji próbuje postawić mnie Olga, tak? Jestem z tobą szczery, wszystko Ci mówię. Niczego przed Tobą nie ukrywam. - z każdym kolejnym słowem jego głos stawał się mocniejszy - Wolałabyś...
- Poczekaj! Poczekaj, poczekaj, poczekaj! - wyraźnie zdenerwowana przerwała mężowi. - Żenisz się ze mną, bo podobno mnie kochasz, tak? Później dowiaduję się, że będziesz miał dziecko i staram się... - wzięła głęboki oddech, szybko mrugając oczami, nie chcąc pozwolić, aby gromadzące się w nich łzy wypłynęły na zewnątrz - jakoś tam sobie z tym poradzić, bo nie jest to łatwe. A teraz mówisz mi, że masz problem, bo postawiła Ci ultimatum i Ty nie wiesz co zrobić...
- Tu chodzi o moje dziecko! Rozumiesz?! - krzyczeli na siebie, przerywając sobie wzajemnie.
- Ale to nie ja Ci je zabieram!! - przerwała mu, unosząc zdecydowanie głos. Popatrzyła mu przez chwilę w oczy. Odwróciła twarz w przeciwną stronę i spoglądając gdzieś w sufit, starała się powstrzymać łzy. Tak bardzo starała się nie rozpłakać. - Czego ode mnie oczekujesz? - dodała po chwili, nieco spokojniejszym, bardziej opanowanym głosem.
- … - Wziął głęboki oddech, spoglądając jednocześnie gdzieś w sufit. Dla niego ta sytuacja również była cholernie trudna, a on sam czuł się tak cholernie bezradny... Ponownie wziął głęboki oddech, unikając spojrzenia Alicji i nie mówiąc nic, wyszedł z pomieszczenia.

„Nie wiem jak długo czekać na Ciebie 
Nie wiem kim teraz jestem dla Ciebie

Już nigdy nie zapomnę tamtych dni 
Gdy ja i ty 
Tak pewni tego że właśnie nam
Może uda się 
Przez chwilę miałem piękny sen 
Lecz zniknął nagle i zabrał Cię

Nie wiem jak długo czekać na Ciebie
Nie wiem kim teraz jestem dla Ciebie

Czy tamte słowa miały jakiś sens
Czy to był blef 
Dziś tylko słonce prawdę zna 
Było z nami tam 
Więc błagam teraz powiedz mi
Kim dla ciebie jestem dziś

Nie wiem jak długo czekać na Ciebie 
Nie wiem kim teraz jestem dla Ciebie

Nie wiem jak długo czekać na Ciebie 
Nie wiem kim teraz jestem dla Ciebie”

Została w pomieszczeniu zupełnie sama, sama z tym co dopiero usłyszała, ze swoimi myślami... Zdezorientowana i bezradna... ukryła twarz w dłoniach i przymknęła powieki, spod których po chwili wypłynęły łzy. Przecież to wszystko nie tak miało być. Ta rozmowa, potem milczenie Kellera.... to znaczyło tylko jedno. Maks chciał, oczekiwał od Alicji, a nawet wymagał od niej, tego, że to ona zadecyduje za niego. Kogo ma wybrać, ją czy syna... Ala zostając z nim, odbiera mu szansę na spotkanie z dzieckiem.... przecież nie może tego zrobić. Nie może konkurować z bezradnym, niewinnym maleństwem... Dla niej wyjście było jedno. Cholernie trudne, ale najwłaściwsze. Dziecko musi mieć ojca. Starła łzy z policzków i poszła do łazienki. Kątem oka widziała Maksa. Leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Weszła do łazienki, z zamiarem wzięcia szybkiego prysznica, jednak gdy tylko strumień ciepłej wody spłynął na jej nagie ciało, rozpłakała się ponownie. Nie umiała udawać, że jest silna... nie umiała, za bardzo kochała i za bardzo została skrzywdzona... Nie wiedziała ile czasu spędziła w pomieszczeniu, na pewno dużo. Miała nadzieję, że kiedy wyjdzie Keller będzie spał. On jednak leżał, tak samo jak wcześniej, wpatrując się w jakiś martwy punkt na suficie. Słysząc kroki Alicji, przesunął się lekko na bok, robiąc jej miejsce na łóżku. Ona jednaj nie przyszła. Wyjęła z szafy koc i położyła się na kanapie. Nie chciała, nie potrafiła położyć się z nim w jednym łóżku. Nie po tym co usłyszała, a raczej czego nie usłyszała. Nie powiedział, że kocha, że będzie dobrze... Oczekiwał, że odejdzie. Tak to dla niej wyglądało... On nie odezwał się, nie prosił, żeby wróciła do łóżka, wiedział, że i tak nie posłucha. Przecież znał ją jak nikt inny. Przez całą noc żadne z nich nie zmrużyło oka, oboje spędzili długie i ciężkie godziny na przemyśleniach, oboje ciągle zadawali sobie w myślach jedno i to samo pytanie: „Co dalej?”

„Kiedy znajdziemy się na zakręcie, 
co z nami będzie? 
Świat rozpędzi się niebezpiecznie, 
co z nami będzie? 
Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, 
może lepiej gdy nam teraz nic nie powie...”